Kocha, nie kocha

Paulina Małochleb

Bohaterka „Hotelu ZNP” zderza się z kolejnymi mężczyznami swojego życia. Izabela Tadra odwraca tradycyjną perspektywę powieści feministycznych i pokazuje postać wyprodukowaną przez praktyki patriarchatu

Kocha, nie kocha

Jeszcze 3 minuty czytania

Kocha, nie kocha

Miałam na studiach taką koleżankę jak główna bohaterka powieści Izabeli Tadry. Przechodziła ze związku w związek, jak większość z nas wtedy, ale kiedy my obwąchiwałyśmy kolejnych chłopaków stosunkowo powoli, ona przeprowadzała się z mieszkania jednego do drugiego. Inwestowała od razu i w pełni, od pierwszego piwa do przenoszenia kartonów z rzeczami mijało kilka tygodni, oczekiwała jednak wyższego zwrotu z tych emocjonalnych kredytów.

Bohaterka „Hotelu ZNP”, młoda i atrakcyjna Belcia, podobnie zderza się z kolejnymi mężczyznami swojego życia, a autorka odwraca tradycyjną perspektywę powieści feministycznych i pokazuje postać wyprodukowaną przez praktyki patriarchatu jako słabą. Belcia nie dozna żadnego katharsis, nie dla niej women empowerment. Takie konsekwentne trzymanie się nieszczęśliwej bohaterki, zamknięcie jej drogi do jakiejkolwiek zmiany i wzmocnienia jest niewątpliwie głównym założeniem „Hotelu ZNP” i jego największą zaletą.

Belcia nawet romans na boku konsultuje z matką, bo swoje zwierzenia wobec bezimiennego kochanka rozpoczyna właśnie od streszczenia rozmowy z nią. Zaczyna się więc jak mood killer, ale Tadrze chodzi najwyraźniej o utrącenie wszystkich porywów namiętności. Gry damsko-męskie stanowią sumę różnych nieuświadomionych wzorców zachowań, repetycję poprzednich relacji, wynik poszukiwania konkretnego modelu osoby.

Belcia nie ma szczęścia, bo przyciąga facetów starszych, za każdym razem przerabiających ją na kogoś innego – a to ma schudnąć, a to przytyć, przystrzyc włosy, przefarbować je, bo są za gęste, za rzadkie, za krótkie – uwagi o włosach otwierają każdy kryzys. Włosy to jednak za każdym razem tylko początek, każdy partner czegoś od Belci chce: a to ma się podobać innym, a to powinna z nim ruszyć na imprezy swingersów, a to ma urodzić dziecko. Nie wolno jej jednak dotykać tego, co pozostało w ich mieszkaniach po poprzednich partnerkach, ma utulać po bolesnych zerwaniach, być jednocześnie trofeum i pielęgniarką, dodającą punktów na giełdzie atrakcyjności towarzyskiej.

Izabela Tadra, „Hotel ZNP”. Filtry, 176 stron, w księgarniach od kwietnia 2024

Moja uniwersytecka koleżanka doskonale wiedziała, dlaczego jej droga przez relacje odbiegała od modelu wybieranego przez większość jej rówieśnic. Autorka nie daje Belci takiej wiedzy. Kobieta pogrążona jest więc w nastrojach depresyjno-melancholijnych, nie ma siły podnieść się z łóżka, czego nie dostrzegają jej partnerzy, jeden z drugim pozbawieni nie tylko wrażliwości, ale i elementarnej spostrzegawczości.

Również inaczej niż moja koleżanka sprzed 20 lat, Belcia ani nie pokazuje swojego procesu myślenia związanego z przejściem z jednego związku do drugiego, ani nie ujawnia się jako osoba emocjonalnie zaangażowana. Jest raczej ofiarą idealną dla wszystkich kolejnych facetów, godząc się na następujące po sobie procesy wymuszonej, zadanej przez nich metamorfozy. Zamieniając się w lalkę, staje się od razu lalką doskonałą: „Zawsze byłam akuratna, dokładnie taka, jaką ktoś sobie wymyślił. On miał prawo wyglądać, jak chciał, a ja miałam obowiązek wyglądać, jak chciał, choć przecież wiadomo było, że taki norweski blond z pudełka na ciemnych i często mytych włosach skończy się katastrofą”. Nie widać tutaj raczej szansy na wyjście z tego błędnego koła kolejnych związków i kolejnych przemian.

Tadra tworzy Belcię jako postać irytującą – chodzi bowiem o złamanie stereotypowego przekonania, że każda ofiara budzi sympatię i każda ofiara chętnie przyjmie pomoc. Bohaterka „Hotelu ZNP” drażni od pierwszej strony, bo ma wszystkie stereotypowe cechy kobiece: nie wypowiada swoich pretensji, nie potrafi twardo stać przy swoim zdaniu, chowa się w wannie albo zapada w sen, żeby tylko uciec od problemów. Nie jest to jednak ten poziom irytacji czytelniczej, którą osiąga się z reguły przy lekturze Jelinek, ale takie raczej, ot, lekkie współczucie podbarwione znużeniem. Trudno inaczej reagować, gdy znamy już wszystkie te kawałki, którymi raczy nas autorka.

Podczas lektury nie opuszczało mnie jednak wrażenie, że już te schematy znamy, że kolejne elementy takiej biografii czytałyśmy albo oglądałyśmy wiele razy. A to, że są one życiowo prawdopodobne, nie oznacza wcale, że w powieści dobrze wypadają. Tadra portretuje swoją bohaterkę pokiereszowaną na ścieżce zdrowia, jaką zafundowało jej pokolenie naszych matek. Chowaną, a nie wychowywaną, pouczaną, przestawianą z miejsca na miejsce. Kłopot polega jednak na tym, że zamiast rysu indywidulanego, zamiast jakiejś konkretnej kobiety powstaje raczej zbiorowy portret młodszego pokolenia, rodzaj persony pozbawionej cech osobnych – przez to zaś przestaje być autentyczny, bo jednak większość kobiet nie przypomina Belci nawet w najsłabsze dni.

Takie dążenie do narysowania modelu zamiast pojedynczej osoby współgra z innymi powieściowymi zabiegami mającymi oczyścić pole: z zamknięciem w hotelowym pokoju, z monologiem, w którym pojawiają się głosy i opowieści innych, z ograniczeniem perspektywy do relacji z mężczyznami, bez uwzględnienia edukacji, pracy czy więzi z innymi ludźmi. To wszystko ma niby tworzyć wrażenie kameralności, skupienia na jednej biografii i na jednej osobie, a jednak sprawia, że głos bohaterki pobrzmiewa echem całego pokolenia i przez to mniej angażuje. Jest tak, jakby czytało się nie powieść z ambicjami, ale dłuższy tekst publicystyczny. O dziennikarsko-felietonowym zacięciu tej powieści z tezą świadczy i fakt, że dobór doświadczeń Belci jest odbiciem płytkiego rozumienia kobiecych problemów: życie Belci sprowadza się do kłopotów z kolejnymi facetami, dbania o siebie, traumatyzujących rozmów z matką i podejrzenia ciąży. Tyle.

„Hotel ZNP” opowiada o kolejnych próbach podkopania patriarchatu, jednak żaden tunel nie wychodzi tu poza ustalone przez niego pole gry. Najbliżej wyjścia poza oś damsko-męską jest autorka wtedy, gdy pokazuje rozmowy kobiet. Konflikt toczy się nie tylko między generacją matek i generacją córek, ale też w obrębie poszczególnych grup, „zerowa solidarność jajników” jest tu powszechna. To kobiety bowiem okazują się najbardziej zagorzałymi strażniczkami patriarchatu, to kobiety pilnują się nawzajem przy odgrywaniu ról, to one uczą swoje córki i podopieczne, że ich wartość określana jest miarą atrakcyjności w oczach mężczyzn, to one w gruncie rzeczy nienawidzą swoich dzieci, bo zostały skazane na wykonywanie wszystkich obowiązków wychowawczych. Tadra skraca jednak ten wątek i go upraszcza, nie wychodzi poza pasywno-agresywne monologi matki i krótki kurs sprzątania na stancji, jaki Belcia otrzymuje w czasie studiów. Autorka wybiera zmagania z mężczyznami jako ważniejszą oś swojej opowieści.

Na boku ląduje więc, osłabiony przez przygnębienie i niezdolność wyboru bohaterki, ciekawy wątek przeskakiwania od mężczyzny do mężczyzny. Tadra opowiada go nam jednak jako gotowy skrypt patriarchatu – Belcia jest trofeum, daje się wybierać kolejnym mężczyznom, jej postać przyciąga zawsze jeden i ten sam typ facetów. Ginie podmiotowość, nawet taka, która mogłaby polegać na wybieraniu tego samego typu despotycznych samców. Znów wracam do mojej koleżanki ze studiów: w jej relacjach to ona wybierała moment przejścia, cofała swoją zgodę, wypowiadała monogamiczny układ po bardzo intensywnych okresach pełnego oddania. Cięcia następowały nagle, ale zawsze miały charakter ostateczny i zależało jej bardzo, żeby mieć właśnie tę decyzyjność, jakby prawo do zakończenia związku określało jej tożsamość i stanowiło o samoocenie.

Gdyby czytać „Hotel ZNP” dosłownie i nie ryć w nim zbyt głęboko, odkryć można kolejną zbuntowaną powieść dla kobiet, powieść o znamionach feministycznych, w której głos i władza należą przez cały czas do kobiety. Tadra wybiera zatem konwencję, w której utrzymana jest teraz większa część literatury z ambicjami – jakby kobiecy punkt widzenia był jedynym możliwym. Mamy tu mocne „ja” i skupienie na jednostkowym doświadczeniu, które ma reprezentować całą żeńską część społeczeństwa, a zatem znów szalenie popularny sposób prowadzenia narracji, nadreprezentowany w ciągu ostatnich kilku lat.

Nie chcę przez to powiedzieć, że Tadra jest gorsza od Annie Ernaux, bo to byłby wniosek niesprawiedliwy i z perspektywy krytycznej po prostu głupi. Chodzi mi o to, że Ernaux, Maggie Nelson czy Bernandine Evaristo wyznaczyły ramy, w których funkcjonują wszystkie inne powieści o buntujących się kobietach, a wyścig polega na tym, by opowiedzieć to samo, ale w trochę inny sposób, zajrzeć pod bluzki i spódnice, ale też do głów kobiet pod jakimś innym kątem, opisać rzeczywistość i codzienność w przynoszący jakiś inną refleksję sposób.

Tutaj zaś nie znajduję ani innej refleksji, ani odniesienia do innych problemów – „Hotel ZNP” skupia się na tym najbardziej wyślizganym trakcie, na relacjach między kobietami i mężczyznami. Tadra tak buduje przestrzeń wartości, jakby był rok 1960 i jakby celem życia kobiety było zbudowanie równościowej relacji z właściwym mężczyzną. Belcia podróżuje pomiędzy kolejnymi niedojrzałymi, dziecinnymi typami, ale słabo wybrzmiewa tu przekonanie, że patriarchat krzywdzi również mężczyzn, że ich niepoważne zachowania mają takie same źródła jak niedojrzałość Belci. Tadra daje Belci dużo większą taryfę ulgową niż męskim bohaterom, ale jednocześnie zmusza ją do uczestniczenia w klasycznie patriarchalnym wyzwaniu, jak (za przeproszeniem) z legend arturiańskich: Belci by się wszystko w życiu ułożyło, gdyby tylko znalazła odpowiedniego faceta.

Ostatecznie więc „Hotel ZNP”, oprawiony w ramę „bernhardowskiej z ducha, bezwzględnej rozprawy z mieszczańskim społeczeństwem i jego podstawową komórką: tradycyjnie pojmowaną rodziną” jest dokładnym przeciwieństwem noty wydawniczej. Należałoby go położyć zdecydowanie bliżej konwencjonalnych powieści obyczajowych, może półkę dalej, bo tutaj nie ma happy endu.

Nagroda Literacka im. Witolda Gombrowicza
Partnerami cyklu tekstów wokół debiutów literackich są Fundacja Instytut Gombrowiczowski oraz Muzeum Witolda Gombrowicza, współorganizatorzy przyznawanej przez Prezydenta Radomia Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza.